niedziela, 31 stycznia 2010

Pao de Acucar - zdjecia




Glowa Cukru, czyli Pao de Acucar



j

Pao de Acucar. Kolejne miejsce, ktore kazdy turysta musi zobaczyc.
Pojechalismy taksowka za 15 reali (ok. 22 PLN) z popusady do dzielnicy Urca, skad wyrusza kolejka linowa na Glowe Cukru. Bilet kosztuje 44 reale, czyli calkiem sporo. No, ale turysta zaplaci kazda sume, skoro juz dolecial na drugi koniec swiata :-)

Najpierw wjezdza sie kolejka na pierwsza gore, a potem na druga. Na obydwu gorach sa tarasy widokowe, knajpki i sklepy z koszmarnie drogimi pamiatkami.

Widok z pierwszej gory jest super (4 zdjecia powyzej). Wydawalo nam sie, ze nic fajniejszego juz stamtad sie nie da zobaczyc: panorama Rio, wzgorze Corcovado z pomnikiem Chrystusa, zatoka, dalej ocean. Widok nie z tej ziemi, po prostu niesamowity...

A potem byla druga gora, wyzsza. To byl najpiekniejszy widok na swiecie!! Wszyscy turysci wysiedli z wagonika i po prostu staneli jak wryci, szczeki nam opadly, po prostu nie moglismy uwierzyc, ze taki widok istnieje. Panorama Rio, ale jaka... trudno to w ogole opisac, nalepiej tam pojechac i przekonac sie samemu :-)

Nie jestesmy pierwszy raz w Brazylii, sporo juz widzielismy, ale widoku z Glowy Cukru nic nie przebije. Wlasciwie mozemy sie juz pakowac i wracac do domu, wszystko co napiekniejsze w Rio, moze w calej Brazylii, juz widzielismy. Chociaz moze nie... wrocimy tam jeszcze, zeby zobaczyc widok wieczorem, gdy w dole jest cale Rio jest wspaniale oswietlone. To musi naprawde zwalac z nog. Bog naprawde jest Brazylijczykiem, a Rio to Cudowne Miasto, Cidade Maravilhosa - jak nazywaja je mieszkancy.

Zdjecia z tego nieziemskiego miejsca w kolejnym poscie, zasluguje na oddzielny wpis :-)

Copacabana



Plaza Copacabana to jeden z symboli Rio. Nawet ktos kto sie nie interesuje w ogole Brazylia przewaznie slyszal ta nazwe i kojarzy co to takiego. Chociaz Rio ma wiele plaz, ta jest najbardziej znana. Nasi znajomi Czesi postanowili w piatek wyruszyc na Copacabane, wiec pojechalismy z nimi. Z naszej dzielnicy, Cosme Velho, jedzie tam jeden autobus 584. Ale jedzie ponad godzine ;-)
Wyobrazcie sobie godzinna odyseje w tropikalnym upale, w autobusie bez klimatyzacji ,w korkach - to wlasnie tak wygladalo.

W koncu jestesmy na miejscu. Copacabana jest chyba najdluzsza plaza w miescie, ciagnie sie przez kilka kilometrow. To calkiem ladnie wyglada, szczegolnie, ze z lewej strony plazy widac w oddali zielone wzgorza i wyglada to bardzo malowniczo. A poza tym plaza jak plaza. Na kolana nie rzuca. Juz bardziej rzuca fakt, ze jest sie w tym bardzo slynnym miejscu. Copacabana najladniej wyglada z calkiem innego miejsca w Rio, ale o tym w nastepnym poscie ;-)

Zreszta zobaczcie sami zdjecia.

Pierwszy dzien w Rio

Z Warszawy wylecielismy z 10-minutowym opoznieniem, ktore wzroslo do 20 minut, poniewaz samolot musial byc jeszcze odlodzony. Zatem w Lizbonie z 1 godziny zrobilo sie nagle pol godziny na przesiadke. Na szczescie przy terminalu czekal juz ktos z obslugi lotniska i wolal do siebie wszystkich lecacych dalej do Rio de Janeiro, czyli 6 osob. Szybko wskazali nam droge do odpowiedniej bramki i wkrotce odlecielismy TAPem do stolicy karnawalu. Uff...

4 godziny do Lizbony, potem 10 godzin z Lizony do Rio i juz podchodzimy do ladowania. Niestety dostalismy beznadziejne miejsce, nie przy oknie (samolot mial po 2 rzedy siedzen przy oknie i jeden rzad posrodku i traf chcial, ze posadzili nas wlasnie z dala od okna). Tak wiec nie widzielismy za bardzo Rio z gory. Na lotnisku nieziemskie uderzenie goraca. Po prostu upal nie z tej ziemi, a my kurtki w rekach, szaliki, swetry, zimowe buty... Na szczescie czekal na nas Diogo z naszej pousady i od razu zapakowal nas do samochodu i pojechalismy do pousady (pensjonatu). Przyjechalismy na miejsce ok. 20.3o. Ledwie zdazylismy zapoznac pozostalych gosci z pousady (czworo Czechow) i poszlismy spac.

Tak minal pierwszy dzien w Rio ;-)

wtorek, 26 stycznia 2010

Rio de Janeiro - rozterki przedwyjazdowe





28 stycznia wyruszamy do boskiego Rio.
Obecnie moim jedynym zmartwieniem jest, czy samolot nie wyruszy opóźniony z Warszawy, bo w Lizbonie mamy tylko godzinę na przesiadkę. Zawsze się martwię, jak jest tak mało czasu.
Rok temu też wciąż myślałam, co będzie, jak samolot się opóźni i wtedy rzeczywiście się opóźnił z Lizbony na Wyspy Zielonego Przylądka, ale na szczęście dalszy lot był tym samym samolotem, więc nic nam wtedy nie uciekło.

Tym razem będzie inaczej (chyba). A tu na czwartek zapowiadają opady śniegu... Mam nadzieję, że będzie ich mało albo wcale, a najlepiej, żeby z Lizbony też się samolot trochę opóźnił :)
Ewentualnie drugi leci tego samego dnia o 23:00 bezpośrednio, a jeszcze kilka przez Brasilię i Belo Horizonte. Ale wolałabym już o 19:15 być w Rio, a nie gdzieś w drodze, a może co gorsza na lotnisku w Lizbonie...

Ma na nas czekać na lotnisku w Rio transport z naszej pousady, która nazywa się Casa Caminho do Corcovado, co oznacza "Dom w Drodze na Corcovado". Corcovado to taka góra, na której znajduje się posąg Chrystusa Zbawiciela, jeden z nowych cudów świata.
Ze zdjęć na stronie internetowej naszej pousady wnioskuję, że widać go z okna, może nawet z okna naszego pokoju :) Bo pousada jest położona na wzgórzu, przy kolejce prowadzącej na Corcovado.

Tym razem w Brazylii będziemy siedzieć w jednym miejscu, a nie szwendać się tysiące kilometrów po okolicy. Najdalej pojedziemy może 200-300 km do okolicznych miejscowości i do doliny kawy Vale do Paraiba, gdzie mam nadzieję zobaczyć Leonsia i Izaurę albo ich potomków :)

Wracamy 13 lutego, wylot z Rio przed północą, w Lizbonie będziemy rano, a samolot do Warszawy po południu 14-go. Przylot na 21:55 na Okęcie.