wtorek, 26 lipca 2011

Zima w Maragogi





Ocean w stanie Alagoas ma najbardziej niezwykly kolor, jaki widzialam. Niebiesko-zielono-zolty.
Kierowca buggy, ktorym pojechalismy na wycieczke powiedzial, ze teraz kolor morza jest beznadziejny, bo ostatnio wciaz padalo. Trzeba przyjechac w lecie, kiedy morze jest blekitno-turkusowe. Chcialabym to zobaczyc.
Maragogi to mala miejscowosc turystyczna w stanie Alagoas. Teraz nic tu nie ma, wszystko pozamykane. Ale to tez ma swoje dobre strony, bo jest spokojnie. Tyle, ze strasznie wieje. Ciezko wysiedziec na plazy. Pojechalismy na jedna wycieczke buggyiem, a na inna motorowka. Poza tym nie ma tu nic do roboty. Na szczescie malo pada, tylko przelotnie. Uwielbiam Maragogi.

niedziela, 24 lipca 2011

Plaza Calhetas




Calhetas to mala plaza w poblizu Porto de Galinhas.
Aby na nia dotrzec trzeba tluc sie caly dzien busem. Ale warto :)

Porto de Galinhas i plaza Carneiros

Z Olindy pojechalismy taksowka (wytargowane 130 reali) do Porto de Galinhas, ktore bylo 8 razy z rzedu wybierane najpiekniejsza plaza Brazylii. Nauczeni doswiadczeniem nie wierzymy zbytnio tym rankingom, ale Porto okazalo sie byc przyjemnym miejscem, gdzie naprawde jest co robic, pomimo brazylijskiej zimy (25 stopni to dla nich zimno).
Porto de Galinhas jest kurortem turystycznym. Jest tu mnostwo sklepow z pamiatkami, barow i restauracji. Nie mozna sie tu nudzic. Codziennie chodzilismy na plaze, a poza tym jezdzilismy na wycieczki. Najwazniejsza z nich to wyprawa na plaze Praia dos Carneiros, ktora jak do tej pory podoba mi sie najbardziej. Wycieczka w pousadzie kosztuje 70-80 reali za osobe, a na miescie 25 reali. Plaza jest ta sama. Plynie sie tam statkiem, jest pieknie. Na plazy znajduje sie malowniczy kosciolek sw. Benedykta.
Co jeszcze mozna powiedziec o Porto de Galinhas... jak sama nazwa wskazuje (Port Kur), kury sa tu wszedzie - w formie pamiatek, rzezb, na koszulkach, szyldach sklepow itp. Port Kur dlatego, ze gdy zakazano transportu niewolnikow do Recife, statki z niewolnikami przybijaly do Porto de Galinhas i oznajmiano przybycie nowego transportu slowami: sa nowe kury w porcie.
W Porcie Kur przestalo padac, codziennie mozna chodzic na plaze albo jezdzic na wycieczki. Ania i Ewa twierdza, ze jest tu mikroklimat, inny niz w Olindzie, dlatego swieci slonce. Ja sie zgadzam na wszystko, byle tylko nie padalo :)

Carneiros - najpiekniejsza plaza




Olinda - wiecej zdjec




1. Tapioka
2. Olinda, widok na Recife w glebi zdjecia
3. Olinda
4. Olinda, widok na kosciol

sobota, 23 lipca 2011

Olinda - pierwsze dni po przyjezdzie

Przyjechalismy do Recife, brazylijskiej stolicy przemytu narkotykow - co bylo widac od razu na lotnisku, poniewaz bardzo szczegolowo przeprowadzano odprawe celna. Spedzilismy ponad 2 godziny w kolejce do odprawy, a byloby jeszcze wiecej gdyby nie to, ze sie wepchnelismy do kolejki.
Mieszkalismy w pousadzie w Olindzie - 7km od Recife.
W drodze do pousady w Olindzie zlapal nas deszcz, i tak juz zostalo przez 3 kolejne dni. Lalo non stop, co widac na zdjeciach w poprzednim poscie.
Siedzielismy w pousadzie i gralismy w karty.
Olinda jest pieknym historycznym miastem, wpisanym do dziedzictwa UNESCO, ale zza tego deszczu w ogole nie bylo tego widac.
W koncu po 3 dniach przejasnilo sie na tyle, zebysmy wychylili nosy z pousady i poszli na lokalny przysmak, czyli tapioke. Tapioka to taki nalesnik, moze byc na slodko albo na slono. Mi i Ani najbardziej smakowala wersja tapioki z bananem.
Obok stoiska z tapioka stoi bar z caipirinha za 3,5 reala (ok 6 pln), trzeba poprosic o caipirinhe forte, czyli mocna. W przeciwnym razie zrobia slaba, na ktora naszym zdaniem szkoda kasy.
Gdyby nie ten deszcz, Olinda bylaby naprawde slicznym miejscem. Brukowane uliczki, bielone domki, kokorowe dachy, pelno kosciolow, w ktorych kiedys modlili sie niewolnicy. No i najstarszy w Brazylii klasztor swietego Franciszka. Robi wrazenie pomimo deszczu.

Olinda - zdjecia