niedziela, 31 stycznia 2010

Pierwszy dzien w Rio

Z Warszawy wylecielismy z 10-minutowym opoznieniem, ktore wzroslo do 20 minut, poniewaz samolot musial byc jeszcze odlodzony. Zatem w Lizbonie z 1 godziny zrobilo sie nagle pol godziny na przesiadke. Na szczescie przy terminalu czekal juz ktos z obslugi lotniska i wolal do siebie wszystkich lecacych dalej do Rio de Janeiro, czyli 6 osob. Szybko wskazali nam droge do odpowiedniej bramki i wkrotce odlecielismy TAPem do stolicy karnawalu. Uff...

4 godziny do Lizbony, potem 10 godzin z Lizony do Rio i juz podchodzimy do ladowania. Niestety dostalismy beznadziejne miejsce, nie przy oknie (samolot mial po 2 rzedy siedzen przy oknie i jeden rzad posrodku i traf chcial, ze posadzili nas wlasnie z dala od okna). Tak wiec nie widzielismy za bardzo Rio z gory. Na lotnisku nieziemskie uderzenie goraca. Po prostu upal nie z tej ziemi, a my kurtki w rekach, szaliki, swetry, zimowe buty... Na szczescie czekal na nas Diogo z naszej pousady i od razu zapakowal nas do samochodu i pojechalismy do pousady (pensjonatu). Przyjechalismy na miejsce ok. 20.3o. Ledwie zdazylismy zapoznac pozostalych gosci z pousady (czworo Czechow) i poszlismy spac.

Tak minal pierwszy dzien w Rio ;-)

Brak komentarzy: