czwartek, 7 sierpnia 2008

Pozegnanie z Sao Luis











Dzisiaj opuszczamy juz Sao Luis, z wielkim zalem.




Nie przypuszczalismy, ze az tak nam sie tu spodoba i zmienimy pierwotny plan wycieczki, zeby tu wrocic. Przyjechalismy tu z Barreirinhas, zamiast jechac dalej do Parnaiby. Delta Parnaiby zostanie na nastepny raz, teraz nie moglismy sie oprzec magnetyzmowi Sao Luis.




Co tu jest takiego niesamowitego?




Klimat tropiku, zyczliwi ludzie, nocne zycie na ulicach, bezpieczenstwo, no i najtansza caipirinha, jaka tu pilismy - za jedyne 3 reale, czyli niecale 5 PLN. Prawdziwa caipirinha, robiona z cachaçy (wodki z trzciny cukrowej), a nie polskiej wodki, chrzczonej woda.




Czesto wracalismy do hotelu po polnocy i nic zlego nas nie spotkalo.








Dzien mozna tu spokojnie przespac, w klimatyzowanym pokoju - bez tego raczej nie da sie wytrzymac. A w nocy wyjsc sie bawic. Kilka dni temu, przed wyjazdem do Barreirinhas trafilismy tu na kilkudniowy festiwal kultury stanu Maranhao. Zespoly z calego stanu zjechaly do Sao Luis, tanczyly i spiewaly na glownym placu miasta. A nieopodal tego placu, na Rua da Estrela, toczy sie glowny nurt nocnego zycia. Knajpy wystawiaja stoliki na ulice, dopiero wtedy miasto ozywa. Czesto w restauracjach sa koncerty na zywo, na pobliskim skwerku grupa capoeiristas tworzy swoja rode. Sklepy z rekodzielem sa otwarte do pozna w nocy, a nuz zmeczony caipirinhami turysta zechce wybrac sie na zakupy :-)




A nad bezpieczenstwem wszystkich czuwa policja turystyczna, moim zdaniem zupelnie tu zbedna. Nie widzielismy ani jednej sytuacji, gdzie bylaby potrzebna ich interwencja.








Slowem, Sao Luis jest wymarzonym miejscem dla poczatkujacych turystow, ktorzy chcieliby poczuc atmosfere kolonialnej Brazylii, tropiku, a jednoczesnie boja sie przemocy, z ktorej slyna wielkie brazylijskie miasta. Tu jest bezpiecznie, i bardzo egzotycznie. Na pewno jeszcze tu kiedys wrocimy.








Jeszcze slowo o ludziach, ktorych spotykalismy w tej podrozy.




Jest tu mnostwo cudzoziemcow, najwiecej Francuzow, troche mniej Wlochow. Z jednym naszym przewodnikiem po parku Lençois doszlismy do wniosku, ze teraz jest druga inwazja francuska na Sao Luis (pierwsza miala miejsce na poczatku XVII wieku).




Sporo osob podrozuje przez kilka miesiecy po Brazylii badz dalej, po calej Ameryce Poludniowej. Spotkalismy Francuzke, ktora ma zamiar byc tu 2 miesiace i objechac samotnie cale Nordeste.




Spotkalismy tez UWAGA, nie zgadniecie kogo - Beara Gryllsa :-) Bear podrozuje samotnie po Ameryce Poludniowej.




Jest tez sobowtor Myrkfy - Myrkfo, jak to czytasz, to wiedz, ze w Barreirinhas masz siostre blizniaczke. Przewinelo sie tez 2 sobowtorow Uryniaka - jakby ktos nie wiedzial, to jest nasz byly sasiad, bardzo specyficzny :-)



Zdjecia:
1-3 Sao Luis - zycie nocne i ulica po tropikalnej ulewie
4. Bear Grylls we wlasnej osobie :-)))

1 komentarz:

Dobrodziej pisze...

Wow pewnie Bear relaksował się prze wypadem do dżungli i piciem soków z kupy słonia aby przetrwać:)
łiiiiiiii